wtorek, 13 grudnia 2011

Muzyczne podsumowanie roku 2011

Ahem po długim zastanawianiu się gdzie kogo umieścić lista wyróżnionych i powody dla których są na tej a nie innej pozycji.

1. Fair To Midland- "Arrows & Anchors"
Zespół ten podbił mnie już ładnych kilka lat temu. Ma niesamowite wyczucie melodii, kapitalne piosenki, świetnego wokalistę. Styl? Mieszanie metalu z rockiem progresywnym, przyprawione takimi instrumentami jak banjo, instrumenty klawiszowe, organy. Wszystko to okraszone taką dawką czadowej melodii, że trudno się oderwać. Najlepsze utwory? Właściwie mógłbym wymienić wszystkie ale dla ułatwienia niech będzie to prześliczny "Amarillo Sleep On My Pillow" zaczynający się niewinnie a przeradzający się w prawdziwą burzę "Uh-Oh" i skaczący po nastrojach iście schizofreniczny "Rikki Tikki Tavi". Fantastyczny, kolorowy i przebijający poprzednika album!

2. Mastodon- "The Hunter"
Bestia złagodziła pazury. Czasy "Remission" czy "Leviathana" już nie powrócą. Nie nagrają też już czegoś takiego jak "Crack The Skye", najbliżej temu albumowi do "Blood Mountain". Tylko w pewnym sensie jako, że mamy tu zestaw rozstrzelonych stylistycznie piosenek i zdarzają się tak piękne utwory jak "The Sparrow", dziwne jak "Octopus Has No Friend" hiciarskie pachnące lekko stonerem "Curl Of The Burl" czy po prostu kopiące po tyłkach jak "Stargasm". Zespół wciąż poszukuje , nie zamyka się w swojej stylistyce, a przy całej swojej przebojowości nie traci nic ze swej "mamuciej" ociężałości. Nasuwa się tylko jedno pytanie. Co dalej panowie?

3.Limp Bizkit- "Gold Cobra"
W zestawieniu z takimi artystami jak Mastodon czy Nightwish obecność Fredzia w czapeczce wydaje się być dość kontrowersyjna. I to na tak wysokiej pozycji. Wyjaśnienie jest proste- TEN ALBUM KOPIE DUPSKO! Kawałki takie jak "Bring It Back" z fantastyczną grą perkusji, wściekłość "Get A Life" pełen fucków "Douchebag", bujający "Autotunage" hiciarckie "Gold Cobra i "Shotgun". No i mój osobisty faworyt- kojarzący mi się w pewnym senie z A Perfect Circle "Walking Away" z rozdzierającą końcówką. Na imprezę jak znalazł! LB is fuckin back!

4.Nightwish- "Imaginaerum"
Wspaniały koncept album przenoszący słuchacza do krainy mrocznych baśni ("Scaretale"), na Dziki Zachód ("Turn Loose The Mermaids") czy nawet do baru w którym występuje jazzowy zespół ("Slow, Love, Slow"). Album, tak jak poprzednik zresztą pokazuje, że Nightwish bez Tarji ma jak najbardziej rację bytu. Pokazuje zespół kreatywny, pełen pasji w tym co robi a przede wszystkim melodyjny i przebojowy choć daleki od sztampy. Oby tak dalej!

5.KoRn- "The Path Of Totality"
Album z działki kochaj- nienawidź lub... daj szansę. I ja wciąż daję temu albumowi szansę. Nie chodzi o to, że uważam, że dubstep to jakiś koszmar- Skrillex ma kilka świetnych łamiących psychę wałków co się chwali i gdyby tylko z nim nagrali ten album podejrzewam, że album stałby wyżej w notowaniu. A tak jest album zrobiony z pomysłem lecz z nie do końca wykorzystanym potencjałem. Gdyby niektóre kawałki wydłużyć lub pokombinować tak jak "Bleeding Out" w którym pojawiają się świetnie wkomponowane dudy byłoby mistrzostwo świata a tak... Album bardzo dobry lecz nie wybitny.

6.Cynic- "Carbon-Based Anatomy"
Umieszczenie EP-ki w takim zestawieniu również może być uznane za nie na miejscu. Rozpływałem się nad tymi trzema kawałkami i nadal rozpływam więc dlatego taka wysoka lokata. Warto też zbadać struktury tych "mantrowych" wypełniaczy i należy poczytać wywiady z twórcami by go zrozumieć. Przyjmując, że kolejny album nagrają w takim tempie jak następcę debiutu ("Focus") może nas czekać siedemnaście lat oczekiwania! Należy się więc cieszyć choćby z takich małych wydawnictw jako, że obcuje się z prawdziwą sztuką.

7.In Flames- "Sound Of Playground Fading"
Z wiekiem chłopaki złagodnieli i nawet etykietka "melodeath" do nich nie bardzo pasuje. Nie znaczy to jednak, że nagrywają złe albumy, wręcz przeciwnie. Bardzo fajnie słucha się takich kawałków jak "When Dead Ships Dwell" czy "Liberation". Ciekawy zabieg jest w "The Attic" taki niepokojący klimat i dający do myślenia tekst. Stanowczo wybijający się In Plues album.

8.Decapitated- Carnival Is Forever
Niesamowity powrót zespołu do którego powrotu wcale nie musiało dojść. Nowy wokalista i perkusista. Kawałki trudne, matematyczne choć wciąż death metalowe. Trzymające w napięciu "A View From A Hole" połamańce w rodzaju "404" czy rozbudowany utwór tytułowy. I jeszcze "Silence"- balladowy hołd złożony Vitkowi. Album o klasie światowej zdmuchujący śmieszne poczynania choćby ostatniego Mobid Angel. Za przeproszeniem Death Metal Kurwa Mać!

9.Minushuman- Bloodthrone
Jestem fanem Gojiry, Strapping Young Lad, lubię The Haunted. Kiedy przyglądałem się temu albumowi w Empiku przeczytałem, że to album dla fanów wyżej wymienionych kapel. Pierwszy raz zasugerowałem się jakąś nalepką czy czymś. Trafili bezbłędnie. Zespół słabo znany, bo i to dopiero jego drugie pełnowymiarowe dzieło. Ale mam nadzieję, że kiedyś będzie wymieniany wraz z moimi ulubieńcami. "The Day We Died' "Three Mile Island" "Godspeed"... porywające granie, przy czym przebojowe. "The Size Of An Ocean"- piękne czyste wokale. No i centryczny punkt albumu- "Forgotten Fields" siedmiominutowy  lecz nie nużący ze świetnym motywem przewodnim. Jest potencjał. Póki są pod skrzydłami Season Of Mist nie zginą. Potem mam nadzieję może być tylko lepiej.

10.Coma- Coma (lub Czerwony Album)
Nie ma się co oszukiwać to najgorszy ich album. Ale tylko dlatego, że z debiutem nie ma co konkurować, "Zaprzepaszczone" są lepsze choćby z powodu tytułowego, "Hipertrofia" natomiast to ich opus magnum możliwości. Tu mamy skakanie po nastrojach, zabawę i brak myśli przewodniej co ma swoje i wady i zalety. Wada podstawowa- odeszli od formuły naprawdę długich utworów jedynie "0 Rh+" i "Rudy" są w tej stawce dość rozbudowane i są jednymi z najlepszych kawałków. Z balladowych- świetne "Los cebula i krokodyle łzy". No i kopiące "Angela" i "Deszczowa piosenka". Nie mam pojęcia co jeszcze wymyślą. Dla mnie tym albumem dobrnęli do ściany. Co dalej czas pokaże.

Nie zmieściły się do dychy dobre albumy Opeth- "Heritage" Foo Fighters- "Wasting Light", Tides From Nebula- "Earthshine", Dir En Grey- "Dum Spiro Spero", Fleshgod Apocalypse- "Agony", Vader- "Welcome To The Morbid Reich", Anaal Nathrakh "Passion".

Rozczarowały mnie przede wszystkim nowe albumy Sepultury- "Kairos", Morbid Angel- "Illud Divinum Insanus", Evanescence- "Evanescence" i Red Hot Chili Peppers- "Im With You"

I to by było na tyle. Kolejne rozdziały książki już wkrótce. A także moje ogólne refleksyjne podsumowanie roku. Coraz bliżej święta, coraz bliżej święta... Dzyń, dzyń, dzyń...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz