niedziela, 18 grudnia 2011

Rozdział 13: Modliszki


Rozdział 13

MODLISZKI


Około osiemnastej udało mi się otworzyć okno. Świat się zmieniał, kolory nieba ciemniały, słońce zaczęło opuszczać się w dół. Obserwowałem zamianę dnia w noc z napięciem i niedowierzaniem. Kula ognia leniwie garnęła się ku horyzontowi, niebo zrobiło się fioletowe potem granatowe aż wreszcie czarne poprzetykane maleńkimi punkcikami- gwiazdami, które budziły się do życia wraz ze swym strażnikiem księżycem. Nastał wieczór, który uzmysłowił mi, że czas powrócić do Larryego i jego znajomych. Oczywiście najpierw musiałem zobaczyć się ze staruszkiem, który automatycznie wyciągnął rękę po klucze.
-Proszę- powiedziałem i uśmiechnąłem się krzywo.
-Dziękuję, miłego wieczoru.
Kiwnąłem głową i wyszedłem. Pokonałem ulicę i wszedłem do baru.
-Heeeeee jesteś młody! Zajebiście że wpadłeś. Panienki już są. Siedzą przy tamtym stoliku.-ucieszył się Larry na mój widok.
- Witam, a kiedy będzie można z nimi porozmawiać?
-Ooooo jurny drwal się trafił, he he. Same podejdą nie dygaj. Lindo browarek dla Dominica.
-Może lepiej nie, nie czuję się za dobrze.
-Co ty pieprzysz? Z nami się nie napijesz?
-Naprawdę wolę nie pić dzisiaj. Ale jutro jak najbardziej- skłamałem. Nie miałem ochoty na piwo czułem, że od niego zwymiotowałem.
-Hy nie to nie, więcej dla nas będzie. Wy podróżni to zawsze dziwni jesteście.
-Acha- odparłem niezbyt pewien- Mogę się już do nich dosiąść?
-Nie, nie możesz... Jedna z nich jest tancerką. Najpierw tradycyjnie będzie taniec, potem dopiero jak zbierze kasę to sobie kogoś wybierze... Może będziesz miał szczęście?
Te panie muszą naprawdę dużo wiedzieć o świecie skoro wybierają tych, z którymi będą rozmawiać- pomyślałem.
Kobiety... Do tej pory kojarzyły mi się z ciepłem i opieką... Te cztery, które siedziały przy ścianie były wyjątkowe... Wyglądały olśniewająco. Wszystkie paliły długie papierosy i przyglądały się mężczyzną z czymś co jak później się dowiedziałem określa się mianem ,,fałszywego zainteresowania,,... Zacznę może od blondynki. Miała włosy koloru bardzo jasnego, co kontrastowało z niebieskimi oczami podkreślonymi grubą czarną obwódką rzęs. Usta były ułożone w przymilny acz nieprawdziwy uśmiech, przejeżdżała palcem po wardze, udając że się nad czymś zastanawia. Brunetka natomiast była bardzo wysoka, szczupła acz zgrabna z z bardzo długimi włosami a jej nieodłącznym atrybutem były okulary, za którymi duże brązowe oczy śledziły świat. I były dwie rude, przy czym jedna jasna a druga ciemna. Jasnoruda miała wydatne kości policzków, figlarne spojrzenie i potężny biust, zachowywała się najluźniej z całej czwórki... Ostatnia, miała na głowie czysty ogień przeplatany gdzieniegdzie czernią, jej delikatną twarz zdobiły chłodne oczy, piegi i grymas pogardliwego uśmiechu, paliła papierosa najzacieklej z reszty. Takie były po pierwszym spojrzeniu. Wszystkie piękne i diametralnie różne od siebie. Szeptały do siebie i pokazywały palcami facetów, aż blondynka szturchnęła jasnorudą, ta ciemnorudą a ta brunetkę i wszystkie spojrzały na mnie. Poczułem falę gorąca i jakby zmalałem w sobie, ale twardo utrzymywałem kontakt wzrokowy, jasnoruda mrugnęła do mnie i pomachała, blondi ją skarciła, ciemnoruda zaśmiała, a brunetka poprawiła okulary i zawiesiła na mnie nieruchome spojrzenie. Nie wytrzymałem, spuściłem wzrok.
-Ale niewiasty co?- mruknął Larry.- Ta wysoka to Dżasmin, ta blondyna to Berry, ta piegowata to Asja a cukiereczek z policzkami chomiczka to Martha... Wszystkie jak malowane no nie?
-Malowane? Jak to?
-He he... Nie wiem skąd jesteś ale masz dziwne poczucie humoru. Mam na myśli, że są tak piękne że mogły by uchodzić za namalowane, no nieprawdziwe.
-Są zepsute do szpiku kości i fałszywe- odparła Linda- I wypindrzone.
-Zamilcz. Są naturalne, ślepa jesteś?
-Taaaaaaaa... Bzyknął byś którąś tyle, że cię nie stać.
-On ma rację...- włączyłem się- Wyglądają delikatnie i naturalnie...
-Następny... To banda modliszek, odgryzą ci głowę po udanym numerku.
To było zbyt trudne do pojęcia zdanie, nie zrozumiałem nic... A ponieważ czułem, że i tak robię z siebie głupka wzruszyłem ramionami.
-He, he dobre młody olewaj jej gadkę... Widzę że cię obserwują... Masz dużo kasy? One są bardzo drogie.
-Rozmowa z nimi kosztuje?
-Acha cha! Ty chcesz z nimi gadać? Widzę że preferujesz grę wstępną...
-Gra wstępna... W co mam z nimi grać?
-Sam nie wiesz jak się do tego zabrać? Cholera o co Ci chodzi młody? Chcesz pobzykać czy nie?
-Eeeeee... chcę porozmawiać...
-Kim ty jesteś?
-Dominic. Przedstawiałem się wczoraj...
-Z jakiej... zresztą nie ważne... zaczyna się...
-Co zaczyna?
-Dżasmin będzie tańczyć... Patrz bo jest na co...
Dżasmin wstała od stołu, poprawiła okulary i podreptała do drzwi za którymi zniknęła. Wszyscy momentalnie odeszli od baru i poszli pod scenę dosiadając się do stolików i wyjmując portfele. Na podwyższeniu zapaliło się światło. Z sufitu, aż do podłogi ciągnęła się długa srebrzysta rura. Mężczyźni zaczęli gwizdać i klaskać, a następnie skandować imię Dżasmin. Wreszcie wyszła. Podeszła do rury i polizała ją. Było to dla mnie co najmniej dziwne... czy tak się ludzie witają? Miała na sobie męskie spodnie i koszulę, okulary z gracją cisnęła w stronę stolika koleżanek, złapała je Martha. Dżasmin dość szybko połapała się, że jest ubrana jak facet i zdjęła spodnie i koszule. Tylko czemu przy wszystkich? Tak się robi? Rura bardzo pomagała zachować kobiecie równowagę, ponieważ wyginała się przy niej na lewo i prawo, wywołując tym szał wśród zgromadzonych... Machała burzą swoich długich włosów, uśmiechała się dziko i namiętnie. Larry nazywał jej zachowanie tańcem- próbowałem to słowo jakoś sobie zobrazować bo nie kojarzyło mi się z ruchami jakie wykonywała ta pani. Moje rozmyślania przerwało mi coś co trafiło mnie w twarz... Ona tym zakrywała biust... Gromki śmiech Larry'ego i jego kumpli uzmysłowił mi jak głupią musiałem mieć wtedy minę... Dżasmin była teraz pół naga a w oczach widziałem zadowolenie, że mnie trafiła. Rozbieranie się przy innych... o co w tym biega? Chyba o to by wywołać Radość... Ludzie cieszyli się z widoku jej ciała, teraz zdejmowała dolną część zasłaniającą miejsce określane przez różnych ludzi zarówno delikatnie- ,,łono,, jak i wulgarnie, pozwolicie że nie przytoczę tego słowa... Ta część jej stroju również poszybowała w moją stronę, złapałem je.
-Już jesteś jej- usłyszałem Larry'ego- Wypełniła swój rytuał, rzuciła ci wszystko co najważniejsze...
-Ale co to znaczy? Że będę z nią mógł porozmawiać?
-He he nazywaj to jak chcesz ta noc będzie dla Ciebie wyjątkowa.
-Rozumiem.- byłem zadowolony, że mi się udało. Patrzyłem teraz na nią całkiem nagą, manewrującą na rurze rozmaite figury. Na koniec zrobiła szpagat, po czym szybko wróciła do pionu i wybiegła za scenę.
Postanowiłem wrócić do baru i poczekać aż się po mnie zgłosi. Jej szept, który zagościł w mojej głowie niespodziewanie zmroził mnie.
-Chodź ze mną.
Wstałem i poszedłem za nią bez słowa.
-Witaj nieznajomy- odezwała się Martha- Przysiądź się.
-Śmiało nie gryziemy- dodała Asja i pokazała zęby w dość groźnym uśmiechu.
-Chciałaś go to masz- Dżasmin zwróciła się do Marthy, która lustrowała mnie od góry do dołu.
-No chciałam... Co o nim sądzicie?- zwróciła się do reszty.
-Wygląda jak kloszard- skomentowała Berry.
-Ej on rozumie co się do niego mówi a my nawijamy jakby go tu nie było- zauważyła Martha.
-Mi to nie przeszkadza- odparłem.
-Podobamy ci się?- zapytała po prostu Asja.
-Eeeeee... No jesteście piękne.- te słowa same ze mnie wyszły. Wtedy pojęcie ,,piękno,, było mi jeszcze obce ale jak się potem okazało całkiem celnie je określiłem.
-Masz pieniądze?- rzuciła bezbarwnie Berry.
-Wara od niego on jest mój- Martha spojrzała swymi dużymi pięknymi oczami na Berry tak, że tamta wzruszyła ramionami i zapaliła papierosa totalnie mnie olewając.
-Mam... Panowie przy barze powiedzieli mi, że dużo panie umieją i mogą mnie wielu rzeczy nauczyć. Przyszedłem tu po to by posiąść tą wiedzę.
-Posiąść? Ciekawe słownictwo.- Martha patrzyła mi prosto w oczy a ja mogłem jedynie usiłować nie mrugać bo czegoś takiego jak jej spojrzenia nie było mi jeszcze dane zobaczyć, fakt ogólnie widziałem mało po przebudzeniu, ale ona była zjawiskiem porównywalnym do wschodu bądź zachodu słońca... jeszcze nie wiedziałem, który z tych procesów bardziej mnie zniewala.- Jak się nazywasz nieznajomy?
-Dominic proszę pani.
-Mów mi po imieniu jestem...
-Martha. Wiem mówił mi to Larry mój znajomy.
-Larry... Nie znoszę go ślini się na mój widok- wtrąciła Dżasmin.
-Wszyscy ślinią się na twój widok idiotko bo tylko ty tu tańczysz.-mruknęła Berry.
-Ja przynajmniej nie połykam- odparła z uśmiechem.
-Głupia cipa.- warknęła Berry.
-A tobie śmierdzi z dupy!- słodko odgryzła się Dżasmin.
-Zamknijcie się! Mamy gościa.-warknęła Martha.
-Kurwa no! Fajki mi się skończyły!- włączyła się Asja- Daj mi któraś z jedną.
-Spieprzaj nie dam ci, ostatnio zajebałaś mi całą paczkę.- oburzyła się Dżasmin.
-Przepraszam...
-No weź, nie bądź świnią Anoreksjo.
-Spierdalaj, tyle dostaniesz o!
-Wsadź se ten palec w swojego bobra!
-Przepraszam...
- Zamknijcie się! ZAMKNĄĆ RYJE!- ryknęła Martha.- kłócące się kobiety zamilkły.
-Przepraszam... Która z pań ze mną będzie dziś rozmawiać?- po trzecim razie wreszcie udało mi się dokończyć zdanie.
-Ja- powiedziała Martha.- Gdzieś się zatrzymał?
-W hotelu na przeciwko.
-Aaaaaa u tego dziwaka Seymura. No spoko, nie w takich warunkach się pracowało. Idziemy, na razie frajerki.- Martha z szelmowskim uśmiechem poklepała się po kieszeni- Będzie pranie.- dodała do nich, a one pokiwały głowami.
-Do widzenia paniom.- pożegnałem się.
- Taaaaa. A ty, Cycata weź od Seymura szlugi jak już tam idziesz- zwróciła się Asja do Marthy.
- Spoko. Mogę ci fundnąć po ,,robocie,,. Na razie.
One odpowiedziały każda co innego i ruszyliśmy do wyjścia. Poruszała se z gracją i pewnością, nie zwracała uwagi na spojrzenia męskich pożądliwych oczu. Przed wyjściem zdążyłem zerknąć na Larry'ego, który pokazał mi dwa wysoko uniesione w górę kciuki. Co to oznacza nie wiedziałem. Ostrzeżenie czy wyraz radości? W sumie nieważne teraz nic nie może mi się stać. Mam misję a te z reguły są długotrwałe.
Przeszliśmy przez jezdnię, ona śmiało weszła do hotelu. Seymur poruszył się na jej widok.
-Siema zgredzie.- powiedziała do niego.
-Tylko nie ty...- staruszek był wyraźnie niezadowolony.
-Nie dygaj, każde z nas ma swoją pracę ja nie wcinam się w twoją ty w moją.
-Taaaaak, wiedziałem, że ten młody przywlecze tu którąś z was. Masz mi uważać na łóżko rozumiesz? Ostatnio jak tu byłyście to został syf i zniszczenie.
-Wiem, ale przecież to był zespół metalowy.
- Pamiętam trudno nie pamiętać co drugiego słowa ,,Szatan,, i ,,Obciągniesz mi jeszcze raz,,. Telewizor się sfajczył a żyrandol wyleciał oknem.
-Ten młody jest spokojny i chyba trochę nie teges...
-To znaczy?- wtrąciłem
-Nic cukiereczku.-odparła- Chodź ,,porozmawiamy,,.
-Dziękuję. Mam naprawdę wiele pytań.
- Spoko taka moja praca.
-Tylko go nie wymęcz za bardzo- powiedział Seymur nim zaszył se w swojej ciemni.
-Żarcik, ha ha.- mruknęła.- Który pokój?- zwróciła się do mnie?
-Sześć.
-Hmmm tam jeszcze nie byłam. No otwieraj.
Zrobiłem co prosiła.
-Jezu jaki syf. Gorszego pokoju ci nie mógł dać. I pachnie rzygami. Otworzę okno i bierzemy się do roboty.
-Dobrze.
Szybkim szarpnięciem otworzyła je na oścież, po czym odwróciła się i ruszyła do mnie. Zarzuciła mi ręce na szyje i pocałowała w szyję. Było to bardzo miłe ale nie poczułem w tym emocji, był to zimny pocałunek.
-Co robisz?
-Rozgrzewam twoje zmysły.
-Nic nie czuję.
Dotknęła mojej ręki swoją i położyła mi ją na krągłej dużej piersi.
-A teraz?
-Czy ja mam prawo to robić? Dziwnie się czuję.
-Jeeeezu prawiczek. No nic, trudno.- uklękła przede mną i zaczęła majstrować przy spodniach. Odsunąłem się gwałtownie.
-Ał mogłeś mi paznokcie połamać. Chcesz tego cz se jajca robisz?
-Chcę porozmawiać.
-Porozmawiać... Rozumiem. Taki fetysz. W takim razie usiądziemy i pogadamy.
- Dziękuję. Mam wiele pytań.
- No cóż. Pytaj.
No i zaczęła się nasza rozmowa...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz