sobota, 10 grudnia 2011

Rozdział 5: Słowo


Rozdział 5

SŁOWO


Minęła kolejna noc. Czułem w sobie tyle energii, że od razu chciałem wstać ale coś podpowiadało mi w głowie, że to nie dziś więc zrezygnowałem. Ten dzień miał być pierwszym w moim dość długim, jak na standardy ludzkie, życiu w którym przemówię. Wiedziałem, że mi się uda. Czekałem aż mama i tata przyjdą, wybierałem moje pierwsze słowo, byłem prawie gotowy...
Weszli i przywitali mnie uśmiechem.
-Witaj kochanie- powiedziała mama.
-Nie przesadzaj z tym ,,kochanie,, to dorosły facet- zażartował tata.
I wtedy włączyłem się...
-Ja.
-S-s-sły-sza-łeś?- mama nagle zaczęła mieć problem z mówieniem,a przecież mówi tak słodko, dziwne.
-Ja.
-Panie doktorze szybko!- krzyknął ojciec.
-JA!- odkrzyknąłem- JA, JA, JA!!!
Doktor wparował do sali, miał keczup na wąsach i strach w oczach.
-Co się stało?
-On mówi.
-JA, JA, JA!!!- zademonstrowałem.
-To niemożliwe! Na to potrzeba czasu, mnóstwo czasu, on...
-On, on, on.- fajnie brzmiały te krótkie słowa, stwierdziłem.
Wymieniali się rwanymi zdaniami a ja chłonąłem i wyrzucałem z siebie co krótsze. Umiałem ,,ja,, ,,on,, ,,ty,, ,,nie,, ,,tak,, ,,się,, ,,bo,, ,,i,, ,,z,, ,,do,, ,,po,, ,,gdy,, ,,a,, ,,ale,, a nawet ,,hmmmm...,, podchwycone kiedy lekarz głośno się zamyślił. Do końca dnia umiałem już podstawowe czasowniki i wiedziałem jak mają na imię mama, tata oraz ja. Nie wiedziałem czym jest imię, którego nie było widać ale czułem, że ma związek ze Świadomością. Tak więc tata miał na imię Joseph, mama Mary a ja Dominic. I byliśmy jednością określaną pięknie: Rodzina.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz