wtorek, 13 grudnia 2011

Rozdział 8: Ruch

Rozdział 8


RUCH


Kiedy otworzyłem rano oczy stwierdziłem, że mogę ruszać palcami u stóp...Zgiąłem kolana... Mogę się ruszać! Ale czy dam rade wstać? Odkryłem się. Przez chwilę obserwowałem swoje palce. Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć. Piąty jest fajny, największy. Po za tym są takie inne od tych u rąk.
-No to wstajemy- mruknąłem do siebie.
Powoli podnosiłem się z łóżka, spuściłem nogi za poręcz. Stopy dotknęły podłogi... uuuuu... zimna jak lód. Zaparłem się dolną częścią ciała by górna mogła się podnieść. Udało się! Stałem równo może przez trzydzieści sekund i... ŁUP! Leżałem jak długi.
-AŁA.
-Co jest?- tata pojawił się znikąd.
-Chcę chodzić- palnąłem z pozycji leżącej.
-Wczoraj jeszcze nie ruszałeś palcami u nóg...
-Wczoraj...było wczoraj.
-No tak, daj rękę pomogę ci. Kładź się i nie wstawaj na razie. Po śniadaniu przyjdzie pani, która pomoże ci stawiać pierwsze kroki, dobrze?
-Niech będzie... Tato a kiedy będę mógł coś zjeść jak wy?
-A jaki dziś mamy dzień?
-Nie wiem.
-A no tak dni tygodnia są ci jeszcze obce. Pojutrze. Za dwa dni.
Po dwóch godzinach przyszła bardzo miła, młoda pani.
-No to co zaczynamy?
-Tak proszę pani.
-Jestem Jenny, nie pani i nie pani Jenny. Po prostu Jenny.
-Rozumiem.
-To do roboty.-uśmiechnęła się promiennie.
No i zaczęło się. Stękałem, sapałem, czasem nawet krzyczałem z bólu, ale twardo pozwalałem się maltretować kobiecie, która rozprostowywała mnie, masowała i próbowała doprowadzić do używalności moje dolne partie ciała. Wreszcie zacmokała jakby sama do siebie z nieukrywaną satysfakcją popatrzyła na mnie i zapytała:
-Gotowy na pierwsze kroki?
-Tak...Chyba...
-Obejmij moje ramię.- poprosiła a ja z lekkim wahaniem zrobiłem to.- No to wstajemy- powiedziała dziarsko i razem podnieśliśmy się z łóżka. Mrówki, które towarzyszyły jeszcze niedawno moim stopom zniknęły, pięty dotknęły zimnej podłogi i poczuły się całkiem przyjemnie a nawet więcej- pewnie. Zrobiłem pierwszy krok... potem następny... i jeszcze jeden...
-Czy mogę teraz spróbować sam bez pa... twojego oparcia?
-Jasne, w razie czego cię złapie za rękę.
Skupiłem się na tym by dojść do okna, ponieważ bardzo chciałem zobaczyć co znajduje się za zasłoną, która wiecznie je zakrywała. Powoli człapałem w jego stronę, Jenny obserwowała moje poczynania z lekkim uśmiechem na swojej uroczej twarzy. Kiedy już byłem przy oknie i sięgałem do kotary dziewczyna podeszła do mnie gwałtownie i odciągnęła od niej.
-NIE! Nie wolno ci... jeszcze nie!
-Słucham? Nie rozumiem...
-To znaczy... ty jeszcze nie możesz... to byłby szok...
-Ja...
-Połóż się ale już... teraz nie czas na zaspokajanie ciekawości.
Jej zachowanie bardzo mnie zaniepokoiło. Nie miałem pojęcia co znajduje się za zasłoniętą szybą ale miałem wrażenie, że to nic dobrego... Posłuchałem w milczeniu i nie zadawałem żadnych pytań. Ona w ułamku sekundy ulotniła się z sali nawet sie nie pożegnawszy, a chwilę później wydarzyło się coś jeszcze dziwniejszego: na swojej poduszce zobaczyłem białą, lśniącą kopertę zaadresowaną do mnie. W momencie kiedy miałem ją otworzyć do sali weszła przysadzista, niska pani, która zapytała:
-Gotowy na lekcje chodzenia?
-To pomyłka ja umiem chodzić- w odpowiedzi wstałem podszedłem do niej i wróciłem na miejsce.
-Skierowano mnie do tej sali- odparła zaskoczona.
-Mmmmm przykro mi ja nie wymagam leczenia- jakoś nie miałem ochoty przyznać że była u mnie ta cała Jenny.
Kobieta w odpowiedzi wzruszyła ramionami i wyszła.
Spojrzałem na tył koperty było tam zdanie ,,Otworzysz ją jutro,,. Zaskoczony treścią polecenia odłożyłem ją pod poduszkę i położyłem się. Próbowałem to wszystko ogarnąć ale żadne logiczne wytłumaczenie nie przychodziło mi do głowy, a w niej kołatała mi się myśl...,,Nie pokaże listu rodzicom nie wolno mi... tak samo jak nie wolno podejść do okna,,. To była pierwsza noc w którą sen nie chciał nadejść... Miałem wrażenie, że jutro wydarzy się coś co zgasi moje dotychczasowe dokonania. Coś co będzie przełomowe dla mnie i mojego otoczenia. I miałem się jutro przekonać, że moje przewidywania były w stu procentach słuszne. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz